Overblog
Suivre ce blog Administration + Créer mon blog
22 décembre 2023 5 22 /12 /décembre /2023 00:09

S.Elia Monsarrat

Partager cet article
Repost0
17 décembre 2023 7 17 /12 /décembre /2023 22:11
A Dieu Soeur Louise

Aujourd’hui 17 décembre, en ce 3ème dimanche de l’Avent appelé Gaudete, « notre sœur la mort » a frappé à la porte de la communauté des sœurs Franciscaines polonaises en emmenant sœur Louise Ptak, âgée de 77 ans.

Sœur Louise était une personne unique, au fort caractère, exigeante envers elle-même et envers les autres. Elle avait un grand cœur, était ouverte à tous, en particulier aux personnes traversant des problèmes spirituels et mentaux. Elle savait sentir ce que les personnes rencontrées traversaient et portaient en eux et essayait toujours de les aider.

Nous plaisantions en disant qu’elle avait toujours de la chance. Mais en réalité, elle savait comment se sortir de toutes les situations en trouvant des solutions, surtout lorsqu’elle était responsable de la communauté, directrice du Centre de Soins de Montmorency et de Deuil-La Barre. Sœur Louise était souriante, sereine, pleine d’humour et de vie. Elle aimait prier tout en étant très concrète et dévouée.

Infirmière de profession, elle avait le souci du beau, tant chez les personnes de son entourage que dans les lieux où elle vivait. Le jardin de la maison de Montmorency ravissait tout le monde par son aspect coloré qui changeait à chaque saison. Elle décorait nos lieux de culte, imaginait comment faire la crèche de Noël.

Elle aimait la Congrégation et servait avec dévouement partout où elle le pouvait et où le Seigneur l’envoyait.

Avant d’arriver en France le 19.10.1971, elle fut envoyée en Suède. Pendant 52 ans, au service des malades, elle a pris soin de chacun tout en prenant de bonnes décisions pour l’avenir de sa communauté. Elle s’intéressait à tous les domaines de la vie, était en contact avec la Pologne et ce qui se passait dans son pays natal. Pendant les années difficiles en Pologne, elle a volontiers aidé partout où cela était nécessaire. Elle se souciait de chaque sœur, de la communauté et de l’Eglise à laquelle elle appartenait.

Elle avait beaucoup de respect pour les prêtres.

Sœur Louise était une personne très vive et intelligente et il était possible de parler de tout avec elle car elle se souvenait du moindre détail, de la moindre date d’histoire, de politique. Elle aimait chanter et danser.

Elle fut élevée par les sœurs dans le but de se préparer à affronter la vie. A l’âge de 15 ans elle entra chez les sœurs Franciscaines à Auschwitz. Elle ne resta pas longtemps en Pologne, prononça ses vœux perpétuels plus tôt avant de partir à l’étranger, d’abord la Suède puis la France.

Il est difficile de résumer tous les dons que Dieu, dans sa miséricorde et son amour, a placé en la personne de sœur Louise, âme sensible qui aimait particulièrement la Petite Thérèse, Sainte Elisabeth de la Trinité et Edith Stein.

Que le Seigneur soit sa récompense pour sa belle vie.

Voici un extrait du poème préféré de Sœur Louise, des vers mélancoliques de Juliusz Slowacki, poète romantique polonais en exil à Paris pendant le 19ème siècle.

 

Je suis triste, Seigneur. A l’Occident, pour moi

Tu répands l’arc-en-ciel éclatant et radieux ;

Dans une eau d’azur tu éteins devant moi

L’astre de feu…

Bien que tu me dores mer et ciel qui meurent,

Je suis triste, Seigneur.

Tels les épis vides à la tête dressée

Je reste las de désirs et las d’être joyeux ;

Pour le monde mon visage a l’uniformité

Du ciel silencieux.

Mais devant Toi, j’ouvrirai le fond de mon cœur,

Je suis triste, Seigneur.

[…]

Comme j’ai souvent rêvé sur les tombes humaines,

Que je n’ai presque pas connu la maison de mon père,

Que j’ai été le pèlerin qui sur la route peine, Aveuglé par le tonnerre,

Comme je ne sais pas où sera mon suprême demeure,

Je suis triste, Seigneur.

Tu verras mes os blanc, mais loin d’être confiés

A la garde superbe de colonnes de marbre ;

Me voici, tel un homme qui doit envier

Les tombes, aux cendres…

Pour mon repos troublé lorsque viendra mon heure,

Je suis triste, Seigneur.

 

A Dieu Soeur Louise
A Dieu Soeur Louise
A Dieu Soeur Louise
A Dieu Soeur Louise
A Dieu Soeur Louise
A Dieu Soeur Louise
A Dieu Soeur Louise
A Dieu Soeur Louise
A Dieu Soeur Louise
A Dieu Soeur Louise
A Dieu Soeur Louise
A Dieu Soeur Louise
A Dieu Soeur Louise
A Dieu Soeur Louise
A Dieu Soeur Louise
photos:S.Elia
photos:S.Elia
photos:S.Elia
photos:S.Elia
photos:S.Elia
photos:S.Elia
photos:S.Elia
photos:S.Elia
photos:S.Elia
photos:S.Elia

photos:S.Elia

Partager cet article
Repost0
17 décembre 2023 7 17 /12 /décembre /2023 16:54
SOEUR ALOJZA PTAK (1946-2023)

SOEUR ALOJZA PTAK (1946-2023)

Siostra smierc przyszla w Niedziele Gaudete 17 grudnia 2023 do Siostr w Montmorency

Niech Pan będzie jej nagroda za piękne życie.

Dziś 17 grudnia 2023 roku, w niedziele Gaudete, do wspólnoty Sióstr Serafitek w Montmorency zapukała siostra śmierć, zabierając do Pana Siostrę Alojzę Ptak, w wieku 77 lat.

Była to wyjątkowa osoba o mocnym charakterze, wymagająca od siebie i innych i o wielkim sercu, otwarta dla każdego, szczególnie ludzi z problemami duchowymi i psychicznymi. Umiała wyczuć „biedę” swojego rozmówcy i próbowała pomoc rozwiązać problem.

Mówiliśmy, że urodziła się w czepku. Umiała sobie radzić w życiu i prawie zawsze na stanowisku odpowiedzialnej za wspólnotę, dyrektorki Ośrodka, który prowadzimy dla ludzi w Montmorency czy Deuil la Barre. Zawsze pogodna i uśmiechnięta i pełna dowcipu. Osoba rozmodlona a przy tym chodząca po ziemi i pełna ofiarności.

Pielegniarka z zawodu, lubiła piękno, stad tak w ludziach jak i otoczeniu dbała o wygląd i harmonie. Ogród w Montmorency zachwycał wszystkich swoim kolorowym wyglądem, zmiennym o każdej porze roku. Dekorowała kościół i projektowała szopki na Boże Narodzenie.

Kochała Zgromadzenie i służyła mu z oddaniem tam, gdzie mogła i gdzie Pan ja posyłał.

Przyjechała do Francji 19.10.1971 roku ze Szwecji, gdzie była najpierw posłana.

Przez 52 lata służby chorym myślała o wszystkim i decydowała bardzo trafnie. Interesowała się każdą dziedzina życia i była w kontakcie z Polska i polskimi sprawami. W okresie kryzysu Ojczyzny ochotnie pomagała tam, gdzie zachodziła potrzeba.

Troszczyła się o każda Siostrę, wspólnotę i Kościół, do którego należała, z szacunkiem i wyrozumieniem odnosiła się do kapłanów.

Bardzo inteligentna, pamięć miała wyjątkową, można z nią było rozmawiać na każdy temat tak z dziedziny historii, religii czy też polityki. Lubiła śpiew a nawet taniec.

Wychowana u sióstr w szkole gospodarczej, by przygotować się do życia, w 15 roku wstąpiła do Sióstr Serafitek w Oświęcimiu. Niedługo była w Polsce, przyspieszono jej śluby wieczyste, bo była potrzeba wyjazdu za granice.

Niemożliwym jest, by ująć w całość ogrom darów jakie Bóg w swoim miłosierdziu i miłości złożył w osobie S. Alojzy, wrażliwej duszy, która kochała Małą Terenie od Dzieciatka Jezus i świętej Elżbietę od Trójcy świętej oraz Edytę Stein.

 

Cytuje jej ulubiona poezje Juliusza Słowackiego, która wiele mówi o duszy S. Alojzy.

  Smutno mi Boże, dla mnie na zachodzie

Rozlałeś tęczę blasków promienistą

Przede mną gasisz w lazurowej wodzie

Gwiazdę ognistą

Jak puste kłosy z podniesioną głową

Stoję rozkoszy prużeń i dosytu

Dla obcych ludzi mam twarz jednakową

Ciszę błękitu

Choć mi tak niebo Ty złocisz i morze

Smutno mi, smutno mi Boże

Ale przed Tobą głąb serca otworzę

Smutno mi, smutno mi Boże

Jako na matki odejście się żali

Mała dziecina, tak ja płaczu bliski

Patrząc na słońce, co mi rzuca z fali

Ostatnie błyski

Dzisiaj na wielkim morzu obłąkany

Sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem

Widziałem lotne w powietrzu bociany

Długim szeregiem

Żem je znał kiedyś na polskim ugorze

Smutno mi, smutno mi Boże

Choć wiem, że jutro błyśnie nowe zorze

Smutno mi, smutno mi Boże

Żem często dumał nad mogiłą ludzi

Żem nie znał prawie rodzinnego domu

Żem był jak pielgrzym, co się w drodze trudzi

Przy blaskach gromu

Ty będziesz widział moje białe kości

W straż nieoddane kolumnowym czołom

Alem jest jako człowiek, co zazdrości

Mogił popiołom

Więc, że nieznane gotujesz mi łoże

Smutno mi, smutno mi Boże

Że nie wiem, gdzie się w mogiłę położę

Smutno mi, smutno mi Boże

Kazano w kraju niewinnej dziecinie

Modlić się za mnie co dzień; a ja przecie

Wiem, że mój okręt nie do kraju płynie

Płynąc po świecie

Na tęczę blasków, którą tak ogromnie

Anieli twoi w niebie rozpostarli

Nowi gdzieś ludzie w sto lat będą po mnie

Patrzący marli

Więc, że modlitwa dziecka nic nie może

Smutno mi, smutno mi Boże

Nim się przed moją nicością ukorzę

Smutno mi, smutno mi Boże

    S.Lidia Bargiel, Serafitka, będąca we wspólnocie z S.Alojza 43 lata.

zdjecia S.Lidia Bargiel
zdjecia S.Lidia Bargiel
zdjecia S.Lidia Bargiel
zdjecia S.Lidia Bargiel
zdjecia S.Lidia Bargiel
zdjecia S.Lidia Bargiel
zdjecia S.Lidia Bargiel
zdjecia S.Lidia Bargiel
zdjecia S.Lidia Bargiel
zdjecia S.Lidia Bargiel
zdjecia S.Lidia Bargiel
zdjecia S.Lidia Bargiel
zdjecia S.Lidia Bargiel
zdjecia S.Lidia Bargiel
zdjecia S.Lidia Bargiel

zdjecia S.Lidia Bargiel

Partager cet article
Repost0
20 novembre 2023 1 20 /11 /novembre /2023 22:25
A Dieu à Mr René Castelain à Heloise Montmorency

Mr René Castelain est décédé à Héloïse où il a été pensionnaire, et il a donné son corps à la médecine. Père Alphonse a célébré la messe d'A Dieu ce lundi 20.11.23 avec la famille et les résidents à Héloïse comme chaque mois, pour le repos de l’âme de René.

Sa sœur à donner son témoignage. Madame Claire de La Batide a joué la flûte. Deux Sœurs Franciscaines qui travaillent dans la maison comme infirmières étaient aussi présentes.

 

 

 

photos: S.Lidia
photos: S.Lidia
photos: S.Lidia
photos: S.Lidia
photos: S.Lidia
photos: S.Lidia
photos: S.Lidia
photos: S.Lidia
photos: S.Lidia
photos: S.Lidia

photos: S.Lidia

Partager cet article
Repost0
16 juillet 2022 6 16 /07 /juillet /2022 21:36
S.Lidia- Złota Jubilatka

 

50-lecie ślubów zakonnych to piękny odcinek czasu. Tyle lat w zakonie ma za sobą s. Lidia Bargiel, Serafitka, na co dzień pracująca we francuskim Montmorency. Publikujemy wspomnienia i przemyślenia s. Lidii w kontekście tego pięknego jubileuszu. A przy okazji życzymy wszystkiego najlepszego na dalszej drodze zakonnego życia.

S. Lidii dziękujemy też za systematyczne dzielenie się z czytelnikami polskifr.fr wieściami oraz zdjęciami z Montmorency.

*

Dom  – miejsce, z którego młody człowiek wynosi określony świat wartości

Tato ciężko pracował jako kowal w swojej wiejskiej kuźni. Mamusia wychowywała czwórkę dzieci i prowadziła z tatą niewielkie gospodarstwo, gdzie i my jako dzieci pomagaliśmy sadzić, kopać ziemniaki, suszyć siano i zbierać zboże nam i sąsiadom.

Po nauce w szkole wracaliśmy szybko do domu, by pomóc w polu rodzicom. Szliśmy do szkoły pieszo 2 km a zimą rzeką, by się trochę poślizgać na lodzie. Nie było czasu na piłkę czy inne rozrywki albo wycieczki. Uczyliśmy się przy lampie naftowej lub karbidowej.

Jako dzieci obserwowaliśmy życie rodziców pełnych poświęcenia, wymagających od siebie i od nas także.

Wyrosłam w atmosferze religijnej biorąc udział z tatą w parafialnych przedstawieniach religijnych. Tato został także kościelnym w pewnym okresie, więc wtedy wszyscy byliśmy blisko kościoła. Zamiatanie mokrym trotem kościoła, dzwonienie dzwonem na Msze. Mama prała bieliznę kościelną. Tato dojeżdżając na rowerze do pracy, woził mleko w bańce na kierownicy na plebanię.  Wypłatą za prace było chodzenie kościelnego po kolędzie z księdzem, a na Wielkanoc zbierałam od ludzi jajka biegając od domu do domu. Często także brało się kilka jajek z domu i szło do sklepu sprzedać, aby kupić za nie chleb czy masło.  Latem zbieraliśmy jagody, jeżynę, głóg, kalinę, by sprzedać w skupie i by było za co żyć. Mama zajmowała się także szyciem pantofli chałupniczo w wieku emerytalnym. Przyjmowała też w domu młodych przygotowujących się do małżeństwa, prowadząc przy parafii poradnię świadomego macierzyństwa.

Parafię od początku jej istnienia, czyli od 1952 r., prowadzą Ojcowie Kapucyni.  Ja chrzczona byłam jeszcze w sąsiedniej parafii.

Dom nasz był zawsze otwarty dla każdego, często w niedziele przychodzili sąsiedzi na pogaduszki, naukę kolęd, oklejanie gwiazdy dla kolędników, przygotowywanie ozdób choinkowych.

Tato był utalentowanym muzykiem, grał na skrzypcach i pięknie śpiewał. Grywał na weselach, a mamusia była gospodynią i piekła placki. Stąd pewnie ja lubię kucharzyć, a mój brat gra na kilku instrumentach i pięknie śpiewa. Cała rodzina jest muzykalna.

Pierwszą Komunię miałam wraz z moim bratem. On z I a ja z II klasy. Było kakao z bułką dla wszystkich dzieci na śniadanie po Komunii i żadnych prezentów nikt nie otrzymywał. Cieszyliśmy się różańcem i książeczką.

W 15 roku życia poszłam do szkoły średniej, a mój brat o rok młodszy do niższego Seminarium. Po studiach został wyświęcony na kapłana w zakonie Ojców Kapucynów; on miał święcenia kapłańskie, a ja śluby wieczyste w zakonie Sióstr Serafitek. Dlaczego u Serafitek? Otóż w szkole średniej w wakacje jechałam do pracy w kuchni do Ojców Kapucynów, by sobie zarobić na książki. Wtedy tam pracowały Siostry Serafitki i ja z nimi. Jednego dnia obierając ziemniaki w obieraku naszła mnie myśl pójścia za Chrystusem, która mnie najpierw przestraszyła i nie opuszczała. Robiłam wszystko, by się od niej uwolnić. Po maturze przygotowałam z dziewczynami sale na komers i pojechałam z chłopcami upośledzonymi z Białki Tatrzańskiej z DPS na wycieczkę do Szczyrku. Od tego momentu zostałam w rodzinie Sióstr Serafitek.

On jest ze mną – droga życia w klasztorze Sióstr Serafitek

Takie właśnie czynniki wpłynęły na moje spotkanie z Panem.

W latach 1965-1970, nie można było wychodzić z internatu do kościoła. Spuszczałam się oknem, by iść do kościoła, obrywałam guziki u płaszcza.

Po roku postulatu w Białce przy dzieciach upośledzonych odbyłam roczny Nowicjat w Oświęcimiu, poznając Regułę Zgromadzenia i jego duchowość oraz życie codzienne Sióstr, połączone z modlitwą, pod okiem Założycielki, Matki Małgorzaty Szewczyk.

W Krakowie w Domu Generalnym byłam zaraz po pierwszych ślubach, i rok chodziłam na Wyższy Instytut Katolicki u Sióstr Urszulanek.

Droga życia w klasztorze była dla mnie wyjątkowa, tak bym ją określiła po 50 latach ślubów zakonnych.

Będąc Juniorystką wyjechałam do Francji, by tam pomóc siostrom w pracy przy chorych. Całe lata pobytu we Francji były czasem formacji. Najpierw nauka języka, potem szkoła pielęgniarska, następnie praca przy chorych.

Moje życie w początkach powołania kształtowało się w dość nietypowych warunkach. Obcy kraj, nieznajomość języka, a następnie szkoła pielęgniarska i egzaminy.

Prosiłam Pana by dał mi potrzebne łaski do sprostania temu zadaniu jakie mi wyznaczył.

Czułam się zawsze na swoim miejscu zadowolona z tego co robię, bo wierzyłam, że On jest ze mną i mnie posyła tam, gdzie chce, posługując się przełożonymi.  Nie powiedziałam nigdy „Nie” i dlatego Pan mi błogosławił i błogosławi choć sił ubywa. Staram się jeszcze pomagać tym co potrzebują pomocy.

Dziękuję Bogu za dary jakimi mnie obdarzył i pozwolił zobaczyć Jego piękny świat w służbie Jemu w braciach.

Wysłał mnie też Pan do Oranu w Algierii, gdzie doświadczyłam prawdziwej jedności Kościoła w malej wspólnocie katolików. Miałam szczęście żyć w kręgu osób świętych. Znałam ks. bp. Claverie’a, kilku z 19 męczenników z Algierii, Ojców Białych.

Przez okres 6 lat pełniłam w Polsce w Oświęcimiu posługę ekonomki prowincjalnej. Wybudowaliśmy wtedy dom w Kalwarii Zebrzydowskiej. Zajmowałam się też osobami uzależnionymi. Ukończyłam wtedy studia pedagogiczne na Ignatianum w Krakowie.

Moje powołanie to droga posłuszeństwa woli Bożej wyrażonej w decyzjach moich przełożonych.

Modlitwa, adoracja, spowiedź, Msza św., życie wspólnotowe są niezbędne, a raczej to podstawa w rozwoju życia oddanego Bogu. Tu kształtuje się nasze powołanie.

Momentem największego doświadczenia i zarazem szczęścia był dla mnie we Francji czas, kiedy poznałam na tyle język, by moc kontaktować się z drugim człowiekiem. Ważnym też było to, że środkiem transportu dla nas pielęgniarek były motocykle. Jeżdżąc do chorych po domach z posługą, nie zawsze to było wygodne zwłaszcza wtedy, gdy padał deszcz.

Trudnym też było to, iż nie mogłyśmy jechać do Polski z powodu paszportów i wiz jakie wtedy obowiązywały. Jedna z naszych sióstr umierała w 47 roku życia i nie mogła się pożegnać z mamą w Polsce, bo nie było możliwości. Co 3 lata jeździłyśmy do Polski. Samochodem się jechało, by móc zawieźć potrzebne rzeczy w Polsce. Kontrole, kolejki na granicach utrudniały życie.

Podejmując prace wśród chorych na obcej ziemi chciałyśmy zachować swoją tożsamość, a jednocześnie przyjąć ludzi takimi jakimi są. Każdego człowieka uszanować z jego kulturą, religią i kolorem skóry.

Recepta na kryzys powołań

Kryzys powołań to ogólne znieczulenie w społeczeństwie na wartości duchowe; rodzin coraz więcej rozbitych, dzieci poranionych przez brak miłości i rożnego rodzaju uzależnienia.

Komórki i łatwość kontaktu ze światem wirtualnym z jednej strony ułatwia życie, a z drugiej rozbija wspólnotę, nie zwraca się uwagi na drugiego człowieka i nie słucha. Ludzie są samotni bardziej niż kiedykolwiek. Jesteśmy uzależnieni gorzej niż narkomani.

Zatraciliśmy nawet w zakonach ducha modlitwy i kontaktu osobistego z Bogiem. Modlitwa o powołania  – czy ona jest prawdziwa? Jakie powołania chcemy dziś mieć? Powołania do świętości życia i ofiarnej miłości najbardziej potrzebujących? Czy wygodnego życia?

Dziś młody człowiek szukający drogi życia musi się określić i wiedzieć Kogo szuka i czy jest zdolny do podjęcia tej drogi. Warto ryzykować i zaufać, by powiedzieć „Tobie Panie zaufałem, nie zawstydzę się na wieki”.

Osobiście dziękuję Bogu za wszelkie łaski jakich mi udzielił w dotychczasowym życiu i udziela każdego dnia w Jego służbie. Zdaję sobie sprawę z mojej grzeszności i niewierności, ale liczę na Jego miłosierdzie i proszę o łaskę spotkania się z Nim w wieczności, gdzie ujrzymy Go twarzą w twarz.

Tak mi dopomóż Bóg!

s. Lidia

Warto przeczytać również:

Jubilé de 50 et 25 ans de la vie religieuse à Auschwitz chez les Soeurs Franciscaines. Jubileusz 50 i 25 lecia ślubów zakonnych Sióstr Serafitek w Oświecimiu. 25.6.2022f >>>

 

 

 
 
Partager cet article
Repost0
26 janvier 2022 3 26 /01 /janvier /2022 21:47
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne

 

De nombreux fidèles des différentes paroisses de notre diocèse de Pontoise avec leur Pasteur, Mgr Stanislas Lalanne, et une trentaine de prêtres et de diacres, se sont rassemblés en l'église Notre-Dame d'Eaubonne pour la messe d'action de grâce pour la vie du père Gilbert Gobert et pour lui dire À Dieu. La famille unie a donné un témoignage bien émouvant. 

    Le père Louis-Marie Chauvet nous a parlé de la personne du père Gobert et de sa rencontre avec lui. Nous l'avons confié à son Maître et Dieu miséricordieux, en le remerciant pour tout le bien qu'il a fait aux autres. 

Je vous envoie aux photos et les films, fait avec le simple moyen.

Licznie zebrani wierni diecezji Pontoise wraz z ich biskupem Stanislawem Lalanne i księżmi oraz diakonami, zebrali się na Mszy świętej pogrzebowej, księdza Gilbert Gobert w kościele Matki Bożej w Eaubonne. Dziękowali oni za osobę wiernego pasterza, który pracował w różnych parafiach diecezji bardzo ofiarnie.

Rodzina ze wzruszeniem dala swoje świadectwo o zmarłym, a ksiądz Marie-Louis Chauvet ukazał bogata osobowość księdza Gilberta. Poleciliśmy w modlitwie dusze zmarłego,  jego Mistrzowi i Ojcu Miłosiernemu, dziękując za posługę i wszelkie dobro.

Odsylam Was do licznych zdjec i skromnych filmikow z pogrzebu.

Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne

Homélie pour la sépulture du P. Gilbert GOBERT

26 janvier 2022 – Eaubonne

 

 

              Mon cher Gilbert,

 

Je m’adresse directement à toi, car, avec l’Église, je te crois vivant en Dieu. Tu avais fait don de ton corps à la Science. Tu n’es pas le seul, bien sûr, mais j’ai envie de dire : « C’est bien toi, ça ! » Tout ce que l’on peut faire pour les autres, tu estimais que tu te devais de le faire -notamment à travers des organismes au service des personnes en situation difficile. D’ailleurs, si j’avais eu moi-même à choisir les textes bibliques pour ta sépulture, sûr que j’aurais choisi comme 1° lecture celle qui a été précisément choisie par les tiens, à savoir 1 Jn 3 : « Celui qui a de quoi vivre en ce monde, s’il voit son frère dans le besoin sans se laisser attendrir, comment l’amour de Dieu pourrait-il demeurer en lui ? » C’est dire que tu avais un cœur bon et généreux. Encore fallait-il parfois le deviner…

 

          Le dimanche où as fêté tes 60 ans d’ordination, en juin dernier dans l’église St Louis de Deuil-La Barre – oh, tu n’étais pas très vaillant, avec ta capacité respiratoire très réduite depuis plusieurs années et les problèmes de cœur qui s’ensuivaient, ce qui explique que tu as fait l’homélie assis et à voix faible – ce dimanche-là donc, je t’ai demandé à la fin de la messe si je pouvais te citer dans ton autoportrait de la châtaigne. Comme tu m’y as clairement encouragé, j’ai donc déclaré aux paroissiens : « Plusieurs fois, j’ai entendu Gilbert dire de lui-même : « Moi, je suis comme la châtaigne : l’extérieur est piquant, mais le cœur est bon ».

 

              L’extérieur est piquant, disais-tu donc. Mais oui. Car tu étais un homme de l’indignation. Que de fois nous avons refait l’Église ensemble ! Souvent, nous n’étions pas d’accord . Il faut dire que nous avons eu entre nous des liens d’amitié, oui d’amitié, mais d’amitié plus ou moins houleuse. Ces désaccords n’effaçaient d’ailleurs pas la fondamentale estime que j’éprouvais à ton égard, du fait notamment de ton refus quasi révolté de la situation de notre Église dans le monde actuel.

 

              Refus quasi révolté, viens-je de dire. Pour tes 50 ans d’ordination (autre anecdote), ta famille, au cours du repas festif qui avait été organisé pour la circonstance dans la grande salle Jeanne d’Arc juste au-dessous de l’église où nous sommes, a proposé la devinette suivante : « quel fut le premier de l’oncle Gilbert après sa naissance ? - Son premier mot fut : NON ! » Tout le monde a ri, à commencer par toi-même ! Révolté !

              Cette révolte n’était pas sans lien avec ton sens de la rigueur dans le raisonnement. Tu étais un matheux. Tu as même enseigné les maths durant quelque temps. Cela n’est sans doute pas sans rapport avec ton souci d’une gestion rigoureuse. C’est sûr : la gestion matérielle et financière d’une paroisse, de même que ton intérêt dévoué pour le service de la copropriété de l’immeuble où tu habitais à Deuil, cela t’allait comme un gant ! Plusieurs personnes qui t’on bien connu m’ont dit : « Gilbert, il aurait pu faire un excellent chef d’entreprise ». C’est bien aussi mon avis. D’ailleurs, n’était-ce pas dans ce même esprit gestionnaire que tu imaginais les réformes à faire dans l’Église ? Si bien que le souci proprement pastoral qui t’habitait pouvait sembler occulté par ce souci gestionnaire.

 

              Maos par-delà cet extérieur un peu piquant, tu avais, comme la châtaigne donc, le cœur bon. Tu savais te dévouer pour autrui, que ce soit en cuisant patiemment un méchoui pour une fête paroissiale ou familiale, pour transporter les caisses de nourriture pour St Vincent de Paul, pour gérer la copropriété, pour accueillir chez toi pour un repas, etc. Et puis, après une franche discussions, tu n’en voulais pas à ton interlocuteur.

 

              Dans les diverses paroisses dont tu as assuré la charge de curé – de grosses paroisses d’ailleurs : Conflans, Pontoise à la cathédrale, Montmorency, Eaubonne, puis, comme « administrateur » à Deuil-La Barre, ou encore dans la charge de doyen que tu as souvent assurée (n’as-tu pas été à un certain moment, comme tu aimais le rappeler avec humour, « bi-doyen » ?), tu as eu à gérer un certain nombre de cas un peu difficiles. Les évêques t’en ont confié plus qu’à la moyenne des autres prêtres, tu nous l’as raconté. Tu savais faire face, solide comme le roc, ainsi qu’on l’attend d’un chef. Et puis, tu étais droit : le oui était oui, le non était non. On savait à quoi s’en tenir, ce qui a été souvent fort précieux.

 

              Mais, à travers tout cela, je voudrais souligner combien ta compétence en catéchèse, notamment dans tes jeunes années de prêtre comme responsable diocésain de la catéchèse à Versailles, t’a constamment stimulé. Tu avais le souci permanent de dire l’essentiel de l’Évangile en des termes compréhensibles par tous. Cela s’est traduit de diverses manières, depuis l’édition et la publication d’ouvrages pour les catéchistes jusqu’à la création de « groupes de recherche » pour de jeunes adultes plus ou moins au seuil de l’Église. Au fond, l’Église, tu as toujours éprouvé une passion pour elle : une passion pour son renouvellement, notamment quant à la responsabilité des laïcs ; une passion qui, devant les déceptions ressenties, était de l’ordre du « je t’aime - Moi non plus ! »

 

              C’est avec tout cela que nous te présentons aujourd’hui à Dieu. Ce Dieu – le Dieu de l’Évangile, pas le Grand Horloger des déistes – tu n’en as pas eu peur. Tu faisais tienne l’insistance du pape François : c’est dans sa miséricorde que Dieu manifeste et déploie sa toute-puissance. Que Dieu la déploie donc pour toi en t’ouvrant largement les bras. Il pourra te féliciter d’avoir pleinement assumé ce que tu étais – ce qui n’est pas si fréquent. Il te remerciera pour ta passion réformatrice à l’égard de l’Église, pour ton sens évangélique de l’accueil des chercheurs de Dieu, pour ta générosité au service des démunis : à travers eux, sans mystique aucune (ce n’était sûrement pas ta tendance !), tu savais que c’est ton devoir d’aimer Dieu que tu accomplissais.

              Que ce Dieu de l’Évangile t’accueille donc avec tendresse, Gilbert. En lui, tu peux trouver enfin la paix !

 

Louis-Marie Chauvet

 

             

 

 

 

 

 

 

Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne

Témoignage sur  GG

David

Bonjour à vous tous présents aujourd’hui en cette église Notre Dame d’Eaubonne.

Merci à vous tous de vous être joints à cette célébration pour Gilbert,

Merci à vous ex-paroissiens de Gilbert, à vous les missionnaires de l’église, vous chrétiens et amis qui l’avez côtoyé et vous sa famille.

Le 1er symbole et message dont nous voulons témoigner, nous sa famille, c’est d’être là, tous et ensemble, ses 10 nièces et neveux autour de l’ambon, pour vous parler de lui. Ses sœurs et belles-sœurs, nos conjoints, ses petits neveux et nièces et ses arrières petites nièces, s’associent pleinement à ce témoignage.

 

Vincent

Gilbert était « famille ». Il était acteur, participant, célébrant, un membre très vivant au cœur de notre famille. Bien sûr, il nous a accompagné et porté lors des nombreuses étapes de notre vie chrétienne : mariages, baptêmes, communions, confirmations et obsèques.                          

Il nous réunissait chaque année pour un repas familial le 1er dimanche de juillet, moment de rencontre que nous attendions avec joie et plaisir. C’était la fête, le lieu annuel où nous prenions des nouvelles de la vie de chacun. Nous jouions, nous réfléchissions, nous partagions nos joies et nos difficultés. En fin de journée, nous nous rassemblions pour une messe, heureux de célébrer le Seigneur. C’était ouvert et un cousin plus éloigné,  un prêtre du diocèse ou des amis pouvaient se joindre. Selon la volonté de Gilbert, autour des tables et au cours de la journée, pas de places attitrées, pas de contraintes et spontanément, chacun apportait sa présence et sa contribution, occasion de révéler nos talents culinaires.

Ludivine

Nous avons tous grandis avec cet oncle joueur, taquin, écoutant, qui, avec ses mots choisis, vous interpellait sur votre engagement, vos projets de vie. Parfois il pouvait être piquant et, qui n’a pas été un peu ébranlé au moins une fois par Gilbert, a sûrement un peu perdu la mémoire !!!

Mais Gilbert acceptait la contestation, le débat, la controverse, quand il ne les cherchait pas carrément. Son opinion, ses avis étaient posés mais très affirmés. Toutefois, il acceptait la différence sans aucunement la dévaloriser. Plusieurs d’entre nous gardons le souvenir d’échanges sur l’église, son évolution, les décisions vaticanes qu’il savait à la fois expliquer, commenter, s’en distancier, voire s’en démarquer sans remettre en cause le collectif catholique et son unité.

 

François

Denise et Odile, ses petites sœurs garderont le souvenir désormais lointain du grand frère turbulent, éducateur, vif, très taquin. Certains diraient aujourd’hui que c’était sans doute un enfant super actif.

Gilbert, c’était aussi une barbe, sur laquelle petit ou grand enfant et même encore moins jeune, nous avons tous tiré avec joie et il aimait se prêter à ce jeu, où l’on s’asticote et se chatouille.

Gilbert, c’était un joueur, de cartes notamment de bridge, de tarot. Que de groupes avons-nous constitué et à combien d’entre nous a-t-il appris à jouer ! Plus tard, déchargé de ses responsabilités paroissiales, il a souvent réuni des groupes de bridgeurs à son domicile en leur faisant auparavant partager son repas. Il aimait beaucoup recevoir et cuisiner pour les autres. Gilbert aimait aussi le tennis et certains de ses paroissiens se souviennent des parties de doubles et de ses balles coupées.

Antoine

Gilbert, c’était un skieur qui a fait découvrir la neige et la montagne à de nombreux jeunes, partageant un certain amour de la nature, qui pouvait aussi s’exprimer à travers plusieurs voyages, dans les déserts africains notamment. Nature qu’il admirait et qu’il bichonnait aussi. Il aimait prendre soin et embellir les différents jardins des presbytères qu’il a occupés et, ces dernières années, veiller sur les géraniums de ses balcons. 

Gilbert, c’était un organisateur né, fait pour monter des projets, imaginer des options, chercher et trouver un but, donner un sens. Quand il arrivait quelque part, il n’avait de cesse d’imaginer comment améliorer les lieux dont il avait la charge, que ce soit dans la destination qui leur était assignée comme dans la praticité et le confort qu’ils devaient avoir.

 

Gaëlle

Gilbert savait penser la suite, anticiper quand il ne serait plus là, délivrant ses recommandations et consignes. Précises mais courtes, elles disaient l’essentiel. La photo en ouverture du livret de ce jour, précieusement incluse dans la pochette bleue pour « après son décès », c’est son choix ! Il n’y avait aucune directive pour la reprendre mais elle était là au bon endroit.

Comme nous avons pu le voir par ailleurs, il a initié ou participé à de nombreux projets de pédagogie et de formation, soucieux d’adapter l’expression de l’église à des publics jeunes et nouveaux sans travestir le message du Christ et toujours désireux de le rendre accessible et humain. Nous avons tous été saisis de cette volonté de faire l’Eglise d’aujourd’hui en commençant d’abord sur la proximité, qu’elle soit de sa paroisse, de sa famille ou de tout autre cercle.

 

David

Gilbert, c’était une « tête », pas seulement par son caractère mais aussi dans ses réflexions.  Heureusement, il a rapidement dactylographié lui-même nombre de ses écrits, car son écriture « pattes de mouche » a amené plusieurs d’entre nous à prendre la loupe et à se creuser les méninges pour essayer de comprendre ses hiéroglyphes.

Enfin Gilbert, c’était un homme libre, libre de pensée avec de forts engagements. L’un n’ayant de sens qu’avec l’autre. Certains ont pu être surpris par sa liberté de parole qui avait souvent pour finalité de nous faire réfléchir. Elle était pensée et assumée, parfois un brin provocante …

Gilbert n’avait pas une personnalité débordante d’empathie mais il croyait profondément en l’amour, en l’amour du Christ parmi les hommes. Il avait une certaine distance, mais aujourd’hui, nous savons que cette distance recouvrait une pudeur que sa fratrie ne démentirait pas. Il réfléchissait à l’amour avant que de le vivre et le faire vivre aux autres.

Son passage parmi nous est un précieux témoignage de vie où chacun pourra puiser idée et sens pour vivre le Christ.

Merci Gilbert et à la prochaine.

 

 

 

 

 

Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
photos: Sr Lidia
photos: Sr Lidia
photos: Sr Lidia
photos: Sr Lidia

photos: Sr Lidia

Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Les obsèques du père Gilbert Gobert, le 26.1.2022 à Eaubonne
Père Gobert repose au cimetier de Montmorency, rue Gallieni.

Père Gobert repose au cimetier de Montmorency, rue Gallieni.

Partager cet article
Repost0
21 janvier 2022 5 21 /01 /janvier /2022 22:54
Le Père Gobert Gilbert nous a quittés

Le Père Gilbert Gobert nous a quittés aujourd'hui, pour aller vers Celui qui l'a appelé à son service de prêtre. Né à Montmorency, enfant, il venait à l'école dans la maison où nous habitons, en culotte courte, comme il nous disait.  Nous l'avons eu comme curé à Montmorency, comme administrateur à Deuil la Barre. Fidèlement, il célébrait la messe le lundi dans notre chapelle de Deuil. Très ouvert au monde et très accueillant, la porte ouverte à tous. Courageux dans sa maladie et sa solitude. Merci Dieu pour sa vie et son témoignage de foi.

Que Dieu lui donne la paix et la vie éternelle.

Le Père Gobert Gilbert nous a quittés
Le Père Gobert Gilbert nous a quittés
Le Père Gobert Gilbert nous a quittés
Le Père Gobert Gilbert nous a quittés
Le Père Gobert Gilbert nous a quittés
Le Père Gobert Gilbert nous a quittés
Le Père Gobert Gilbert nous a quittés
Le Père Gobert Gilbert nous a quittés
Le Père Gobert Gilbert nous a quittés
Le Père Gobert Gilbert nous a quittés
photos: Soeurs Franciscaines de N.D des Douleurs
photos: Soeurs Franciscaines de N.D des Douleurs

photos: Soeurs Franciscaines de N.D des Douleurs

Partager cet article
Repost0
2 février 2021 2 02 /02 /février /2021 22:39
Wspomnienie o śp. Józefie Wysockim- pogrzeb 3.2.2021 godz 10.00 w St.Denis

           Zmarł Józef Wysocki,  zasłużony Polak

Z Panem Józefem Wysockim i jego żoną Klarą spotkałam się w Zakładzie w Montmorency odwiedzając moją 100 letnią pacjentkę. Niewiele mówiąc, siedzieli wystraszeni przy stole. Pan odważny a Pani milcząca. Niedługo potem zmartwiony Pan Józef opłakiwał swoją zmarłą żonę Klare, chcąc jak najszybciej odejść z tego świata, by iść za nią. Czas leczy rany. Przeniesiony z dwu osobowego pokoju do jedno osobowego  starał się przyzwyczaic do życia w samotności. Mówił o dzieciach, że są dobre ale każdy pracuje i trzeba zdać się na samotność. Córce był wdzięczny za odwiedziny i troskę. Umiał trzeźwo oceniać sytuacje życiowe bez sprzeciwiania się losowi życia, bez cienia agresji do swoich. Bardzo pogodny, wspominał czasy swojego pobytu w St. Denis i pracy dla PMK. Widziałam, że był towarzyski i lubiany przez Polaków. Można to było zobaczyc, gdy go ze dwa razy przywiozłam na spotkanie jakie ks. Zbyszek organizował dla Polaków. Na ostatnim spotkaniu juz nie był, czuł się słabo i odmówił pójścia, bo upadł wcześniej i nie miał sił. Kalendarz polski na scianie z którego codziennie wyrywał kartki pozwalał mu nie tracić orientacji w czasie. Czytał, rozwiązywał krzyzówki i zachował ducha patriotyzmu, w nim była dusza wschodnia, wrażliwa na piękno. Niezmiernie się cieszył, kiedy zawiozłam go do naszego domu i ogrodu. Nie zapomniał polskiej mowy i kultury a szczególnie żył duchem wiary. Modlił się i o modlitwę prosił.Był zadowolony gdy mógł spotkac księdza polskiego. Odwiedził go kilka razy ks. Zbyszek, ks. Jan Pranke i ks. Początek. Lubił młodych Polaków. Pandemia nie pozwoliła mi spotkać się z panem Józefem ostatnimi czasy, zakaz wejścia do Zakładu. Pan obdarzył go długim życiem, które napewno dla niego nie było bez krzyża. Nie narzekał, był wdzięczny za wszystko. Wierzę, że cieszy się z obecności swojej małżonki blisko siebie w ramionach dobrego Ojca i Matki Bożej. Żyj wiecznie i módl się za nami, którzy wędrujemy jeszcze do domu Ojca. Do spotkania kiedyś w niebie a teraz w modlitwie przed Panem.

Wspólnota sióstr z Montmorency i Deuil

S Lidia

Partager cet article
Repost0
14 septembre 2020 1 14 /09 /septembre /2020 22:24

Partager cet article
Repost0
12 septembre 2020 6 12 /09 /septembre /2020 22:10

Partager cet article
Repost0

Présentation

  • : Congrégation des Soeurs Franciscaines
  • : Congrégation vouée au service des malades,fondée en Pologne en 1881.Diffuse en permanence L'apostolat dans différents pays.
  • Contact

Bienvenue-Witamy

 Pieta-01.jpg         Bonjour à tous -Witamy         
Bienvenue à tous et à toutes .Merci pour votre passage sur notre site.La congrégation des soeurs Franciscaines de Notre dame des Douleurs oeuvre avec volonté et acharnement pour soulager et accompagner les plus meurtris par la vie,en leur prodiguant les soins physiques et spirituels nécéssaires à leur bien-être.

Dziękujemy wszystkim odwiedzającym nasze stronice internetowe za poświecony czas na przeglądnięcie artykułów i zapoznanie się z naszym posłannictwem i misją w Kościele. Zgromadzenie Córek Matki Bożej Bolesnej zgodnie z charyzmatem Założycieli stara się służyć i pomagać ubogim,chorym i cierpiącym.
Zgromadzenie świadome ogromu pracy w tej dziedzinie, przychodzi z pomocą potrzebującym. Podejmuje dzieła z przekonaniem i oddaniem aby w miarę możliwosci poprawić i stworzyć lepsze warunki życia człowieka. 

Centre de soins infirmiers

      
Centre de soins infirmiers des Sœurs

29, rue du Marché
95160 Montmorency
Tel:01.39.64.75.40


Permanence au Centre:
de: 12h à 12h30
      16h à 17h
      19h à 19h30
Soins infirmiers à domicile sur RV

Place des Victimes du V2

95170 Deuil la Barre

Tel :01.39.83.15.52

 

Permanence :

de :   12h à 12h30

et de: 18h à 18h 30
Samedi et Dimanche sur RV

Soins infirmiers à domicile

Sur RV

Messes à Deuil et Montmorency

Messes dominicales à Deuil la Barre
Samedi à 18 h à Notre Dame

dimanche à 9h.30 
en l'église Notre Dame
Place des Victimes du V2
à 11h
en l'église Saint Louis
10 rue du Chateau

 

Messes dominicales à Montmorency

samedi à 18h30 à la Collégiale

dimanche à 10h

en l'église St.François

à 11h15

à la Collégiale

Visit from 10/09/07